Estragon.
Dzisiaj się za niego wzięłam. Żeby wiedzieć co mam z nim zrobić, oprócz tego co już robię (czyli stosuję jako przyprawę do wszystkiego na chybił trafił), postanowiłam zajrzeć do internetu. Wpisałam w google estrogen ziółko i wyskakują mi hormony!
Nie kapnęłam się, że coś jest nie tak z wpisaną przeze mnie nazwą, tylko studiuję te estrogeny jako hormony. Ale nic nie ma o suszeniu, ścinaniu, stosowaniu. Zaczęłam podejrzewać, że może nie tak coś wpisałam. W tym momencie podszedł do mnie mój dobry mąż, mówię mu o swoim problemie, a on na to, że to nie estrogen, tylko estragon. Mała różnica, nie?
Ścięłam ten estragon o 1/3, bo rośnie u mnie wyjątkowo dobrze i właśnie zamierzał kwitnąć, więc żeby go ubiec, to go podcięłam. Przytachałam całe naręcze zielska do kuchni, wrzuciłam na blat i zaczęłam rozmyślać jak mam się z nim rozprawić.
Niestety żaden konstruktywny pomysł nie przyszedł mi do głowy. Nie wsadzę tyle estragonu do octu, bo po co mi tyle octu estragonowego, jak radzili w internecie (ponoć wtedy jest najlepszy)...
Z pomocą przeszedł mi tata, który poprosił o usmażenie mu mielonych (kotletów). Zaczęłam przyrządzać mielone i smażyć. Z nudów czekania aż się te kotlety usmażą zaczęłam obrywać listki estragonu z łodyg i siekać, a potem sypać do tych mielonych. Na końcu była mieszanka prawie 50% mięsa i 50% estragonu. Papka koloru zielonkawego...
No nic, formowałam ładne zielonkawe kotleciki i smażyłam. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie zrobią się gorzkie, bo doczytałam się, że jak za dużo estragonu się doda, to potrawa nabiera gorzkiego smaku...
Ale nie - udało się. Co prawda, został mi jeszcze cały głęboki talerz estragonu, ale wykorzystam go już jutro. Po prostu wcześniej skończyło się smażenie niż obrywanie liści z łodyg...
Oto moje kotleciki.Bardzo dobre wyszły!
Oj mamo, mamo, co Ty byś zrobiła bez taty :P
OdpowiedzUsuń