Nie dało się wytrzymać. Mąż wziął węża ogrodowego, wysoką drabinę i lał wodę dotąd aż to rozmiękło. Potem powtórzył zabieg. Zapewne gdyby padały często deszcze, to problem nie byłby tak przykry, ale dawno nie padały deszcze i guana było mnóstwo.
W końcu udało mu się to jakoś spłukać. Potem od góry polał płynu Ludwik, żeby to jakoś lepiej rozpuścić i dalej lał wodę. Trochę nam tego zeszło, a trochę zostało, ale najważniejsze, że przestało śmierdzieć na strychu.
Zaczęłam się zastanawiać jak w przyszłości zaradzić takim problemom. W zasadzie to nie wiedzieliśmy gdzie te ptaki siadają, ale ponieważ mamy mnóstwo szpaków/kosów pod dachem przy rynnach, więc uznaliśmy, że to ich wina.
Zaczęłam szukać czym skutecznie można przepłoszyć ptaki z dachu. Zaczęłam od figurek ptaków drapieżnych stojących i imitujących lot.
Jakoś mnie jednak nie przekonała ta wątpliwej jakości ozdoba dachu w roli odstraszacza ptaków. Doszłam do wniosku, że ptaki mogą się przyzwyczaić do widoku takiego sztucznego ptaka i wcale się go nie bać.
Odstraszacze dźwiękowe odrzuciłam, bo będzie nie tylko dokuczliwe dla ptaków, ale również dla nas, gdyż musiałoby być zamieszczone na domu, w którym mieszkamy.
Kolej na kolce przyklejane do sztukaterii i rynien. Nad tym się długo zastanawiałam, gdyż zepsułabym zamiary kosów/szpaków na gniazdowanie w dachu. Pomysł wydawał się tym bardziej dobry, że są kolce, które nakłada się na rynny bez używania kleju.
Jednak po namyśle, skreśliliśmy go z listy odstraszaczy, gdyż nie moglibyśmy usuwać liści z rynien, a wokoło domu rosną brzozy i zawsze mamy w rynnach ich liście.
Doczytałam się również że są specjalne listwy podłączane do prądu, które działają na zasadzie 'elektrycznego pastucha'. Jednak i ten pomysł nam nie leżał. Były też dosyć drogie.
Kiedy osłabiona pracą nad poszukiwaniami straszaka na ptaki spacerowałam przy domu, spojrzałam na dach i zobaczyłam przyczynę naszych problemów: na antenie telewizyjnej siedziała synogarlica z kufrem wystawionym w stronę naszego zasranego okienka.
Teraz już wiedziałam na czym stoję. Nie potrzebuję kolców do rynien. Nie potrzebuję wypłaszać szpaków/kosów figurą sokoła. Potrzebuję czegoś na antenę. Znalazłam taki punktowy straszak, który jednak był niedostępny w sprzedaży i który działał na zasadzie wiatraka na antenie.
Pomyślałam, ze sami zrobimy taki wiatrak. Po namyśle doszłam do wniosku, że jednak to nie będzie ładnie wyglądać.
Wtedy przypomniałam sobie o kolcach i zakupiłam 2 sztuki, żeby przymocować do anteny. Nie rzucają się w oczy, a uniemożliwią przesiadywanie synogarlicy na antenie i sranie nam na dach. problem rozwiązany!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz