Dlaczego przywołuję te stare powiedzenie? Bo po raz pierwszy w tym roku użyłam rzodkwi do carpaccio wg Magdy Gessler, a na wiosnę zdecydowałam się, żeby wysiać ją do ogródka. Teraz już nabrała odpowiednich rozmiarów i pomyślałam, że pewnie można ją wyrwać. No, ale nie byłam pewna kiedy się ją wyrywa, więc zajrzałam do internetu. I tu spotkała mnie miła niespodzianka, ponieważ okazało się, że rzepa ma nie tylko jadalny korzeń, ale również liście. Toteż zerwałam 6 liści, wrzuciłam do twarogu i okazało się, że mi to bardzo smakuje. Pycha liście z rzodkwi!
Kolejny pomysł na danie z liści rzodkwi wpadł mi do głowy, kiedy potrzebowałam sałatki do obiadu. Nazrywałam liści i zrobiłam ją 'a la sałata lodowa', czyli oliwa, sól, pieprz i cytryna. Liście rzodkwi porwałam tak jak liście sałaty lodowej (są kruche choć szorstkie w dotyku) dodałam w/w składniki i wymieszałam. W niczym nie ustępuje sałatce z sałaty lodowej.
Moja rzepa na grządce razem z fasolką.
A to gigantycznych rozmiarów zaskroniec na moim kompostowniku. Wygrzewa się na słońcu. Podchodziłam coraz bliżej i robiłam zdjęcia. Potem znalazłam porzuconą przez niego skórę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz