Kiedy wybierałam się do Danii, niewiele o niej wiedziałam. W zasadzie tylko tyle, że leży na północny zachód od Polski i jej stolicą jest Kopenhaga. Przed podróżą postanowiłam trochę się przygotować. Dowiedziałam się wtedy, że Dania to półwysep na zachodzie - czyli Jutlandia, wyspa po środku - czyli Fiona, i wyspa na wschodzie - czyli Zeelandia. Wyspy i półwysep są połączone ze sobą mostami (ale nie zawsze tak było).
Ponieważ Danię mieliśmy zwiedzać od strony zachodnio-południowej, czyli od Jutlandii, pomyślałam, że chyba niewiele tu będzie do zwiedzania. Zwłaszcza nieciekawa wydawała mi się północ. Co tam może być? Pewnie zimno, szaro, buro...
Tak się złożyło, że w Danii mieszka moja koleżanka z LO i powiedziała: koniecznie musicie zobaczyć Skagen i miejsce, gdzie Morze Północne łączy się z Bałtykiem.
Okej - zaznaczyłam to w swoim spisie 'miejsc do zobaczenia'.
Nasz pierwszy przystanek wypadł w miejscowości Ribe - najstarszej w Danii.
Ribe przywitało nas drobnym deszczem, francuskimi goframi z bitą śmietaną i wzgórzem, na którym kiedyś stał zamek. Dwór królewski nie miał w Danii siedziby głównej czyli stolicy i był wędrowny. Król bardzo lubił zatrzymywać się w Ribe.Na tym wzgórzu próbowałam sobie wyobrazić, co czuła królowa uwieczniona w rzeźbie na wzgórzu.
A propos królowej, to w Danii przez pewien okres władała córka Mieszka i prawdopodobnie Dobrawy, siostra Bolesława Chrobrego - Sygryda, Świętosława (szwedzki Sigrid, w Danii jako Gunhild czyli Gunhilda). W 996 r będąc wdową po królu Szwecji poślubiła króla Danii i Norwegi. Z tego związku urodziło się co najmniej pięcioro dzieci, w tym dwaj kolejni duńscy królowie: Harald II Swensson i Kanut II Wielki oraz córki: Estryda oraz Świetosława. Gdy Swen około 1002 wypędził żonę, schroniła się ona u brata, Bolesława Chrobrego w Polsce. Swen w 1013 r. został królem Anglii. Po śmierci duńskiego króla Swena ich synowie Harald i Kanut przybyli do Polski, prosząc matkę, aby wróciła do Danii. Ostatnim pewnym faktem z jej życia jest powrót do Danii. Kanut w 1016 r. podbił Anglię. Prawdopodobnie matka towarzyszyła mu podczas jego panowania w Anglii, ponieważ źródła wskazują, że żyła jeszcze w 1016 r. Miejsce i data śmierci są nieznane.
Kolejny fakt łączący naszą kulturę z Duńską to splądrowanie Ribe przez Słowian połabskich. To uzmysławia jak daleko na zachód mieszkali Słowianie.
Po obejściu starówki, obejrzeniu katedry, udaliśmy się na kemping pod Ribe i stamtąd koniecznie chcieliśmy zobaczyć wybrzeże Morza Północnego.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy zamiast plaży ujrzałam łąki poprzecinane małymi wijącymi się rowkami z wodą.
Na łąkach pasły się owce. Morze było praktycznie rzecz biorąc bez fal, niczym jezioro. Na brzegu znalazłam muszlę po ostrygach. Ponieważ dno morza było jakieś takie czarnawe, bez piachu i rosła w nim trzcina, nie zachęcało do wejścia. W jednym miejscu kapało się troje młodych ludzi. Było tam nawet trochę piasku - i to tyle w temacie wybrzeża morskiego koło Ribe. Za łąką wznosił się dosyć wysoki, tak oceniam na 7-10 m wał z ziemi, podejrzewam, że wzniesiony, dla zabezpieczenia drogi i domostw przed wysoką falą, jaka się pewnie zdarza przy sztormie.
Zaciekawieni co czeka nas dalej po ciepłej, aczkolwiek wilgotnej nocy ruszyliśmy dalej w kierunku północno-zachodnim.
Zatrzymaliśmy się w Nymindelab. Tu na szczęście morze wyglądało zupełnie inaczej. Jak okiem sięgnąć w obie strony ciągnęła się niekończąca się plaża, odgrodzona od lądu wielkimi wydmami. Przed wydmami rozciągały się wrzosowiska i niska dzika róża. Wyglądało to pięknie Pogoda też uległa zmianie. Nie na długo jednak bo koło południa znów się zachmurzyło.
Meduza wyrzucona przez morze. Miała ok. 20 cm średnicy. |
Całe zachodnie wybrzeże Jutlandii to niekończąca się plaża. W niektórych miejscach leżą kurorty z rozsianymi między wydmami białymi, lub czarnymi domkami pokrytymi strzechą.
Natrafiliśmy również na festiwal rzeźb z piasku, które naprawdę robią wrażenie. Ciekawe jak je zabezpieczają przed deszczem i wiatrem.
Hvide Sande |
Ponieważ pogoda zdecydowanie przestała nam się podobać (kotłujące się nam nami chmury, co prawda bezdeszczowe, ale nie przepuszczające słońca) i czas naglił, ruszyliśmy do Skagen.
Skagen - bardzo miło wspominam. Zwłaszcza piknik pod latarnią morską, szaloną jazdę po półwyspie na rowerze i przepiękny punkt półwyspu, gdzie morze Bałtyckie łączy się z Północnym i gdzie fale napływają na siebie z dwóch stron, ale nie walczą ze sobą, tylko łagodnie nawzajem się 'znoszą'.
Poza tym to dawna siedziba malarzy: Kroyer'a, Archer'a i Drachmana. O ile muzeum dwóch pierwszych jest warte odwiedzenia, o tyle byliśmy rozczarowani tym trzecim (Drachmanem), ponieważ dom był niewielki, za to głównym atrybutem zwiedzania było czytanie jego poezji. W ogrodzie były rozstawione ławki i krzesła i wszyscy czekali na występ. Ponieważ my, nic nie rozumieliśmy z Duńskiego - zdezerterowaliśmy.
Czekając na otwarcie muzeum Drachmana (czynne jest dopiero od 11) zwiedziliśmy najbardziej na południe wysuniętą część Skagen. Odkryliśmy, że nad brzegiem stoi dawny, letni dom królowej, który sprzedała i obecnie mieści się tam coś w rodzaju Domu Pracy Twórczej.
Dom letni królowej, obecnie Dom Pracy Twórczej |
Będąc w Skagen nie można nie pójść nad Morze Północne do Hojen. Te morze jest zupełnie inne, bardziej 'skotłowane' tzn fale są bardziej gwałtowne, jest ciemne i plaża jest usłana od krańca do krańca kamieniami (morze Bałtyckie piaskiem).
Kiedy wyjeżdżaliśmy ze Skagen, pogoda z wietrznej i chmurnej znów gwałtownie się zmieniła na słoneczną... i weź tu coś planuj.
Ciekawostką jest, że kiedy spaliśmy w namiocie na kempingu pod Skagen, strasznie wiało. Miałam wrażenie, że zaraz zwieje nasz namiot. Ale to było tylko wrażenie wywołane szumem wiatru. Namiot nawet nie drgnął. Prawdopodobnie dlatego, że kemping od morza oddzielały potężne wydmy, które powodowały, że impet wiatru lądował na nich i odbijając się szedł do góry. Groźnie szumiały tylko korony drzew.
Ze Skagen ruszyliśmy do Frederikshavn. Dlaczego? Bo tam rosną palmy na plaży!
Frederikshavn |
Generalnie wiało i było pochmurnie, ale kilku śmiałków nawet się kapało. W Danii wakacje trwają tylko 1 miesiąc - w lipcu. W sierpniu zaczyna się szkoła. My zwiedzaliśmy Danię w sierpniu, więc już poza sezonem.
Kolejnym naszym przystankiem było Odense. Miejsce urodzenia Hansa Christiana Andersena. Zanim jednak mogliśmy zobaczyć miejsce urodzenia bajkopisarza musieliśmy znaleźć miejsce do parkowania! W samym centrum jest mnóstwo parkingów podziemnych. Wszystkie oczywiście są płatne. Przygoda z automatem do parkowania, nauczyła mojego męża szybkiego odpowiadania "tak", gdy pada pytanie "Czy chcesz rachunek?". W momencie, gdy nie pada odpowiedź, automat nie wie za ile wystawić rachunek (ile godzin parkowania) i wystawia za 12 godzin.... Można naprawić te gapiostwo w momencie powrotu na parking. Trzeba wtedy jeszcze raz 'zameldować' koniec postoju. Automatów w Danii jest sporo, więc samoobsługi trzeba się nauczyć.
Dom Hansa Christiana Andersena to do końca nie wiadomo czy to te miejsce, w którym się urodził, ale miejsce - jak to zakomunikowała przewodniczka - bardzo prawdopodobne. Warto je zwiedzić i spróbować wczuć się w małego bajkopisarza.
Kolejnym przystankiem było Fynshoved. Urokliwe miejsce z piaszczystym klifem do morza. Do wody wchodziło się przez pomost by ominąć kamienie i roślinki. Woda była krystalicznie czysta i zupełnie bez fal - jak nie morze, tylko duże jezioro. Kąpiel była dużą przyjemnością. Morze było słone, ale nie tak bardzo jak Atlantyk, którego miałam okazje 'posmakować' w Maroku. Rybacy wyciągali kraby, ryby. Bardzo miłe miejsce.
Robiliśmy sobie wycieczki na rowerze i jak zwykle wieczorami piliśmy wino, zagryzając bananami.
Odradzam oceanarium w Kerteminde. Pokaz i 'obiekty' nie robią większego wrażenia, a dosyć sporo to kosztuje. Warto za to zajrzeć do muzeum Johannes'a Larsena. Na półwyspie w Martofte leży Scheelenborg, którego właścicielem jest Kjeld Kirk Kristiansen - prezes Lego Group.
własność prezesa Lego Group |
Jeden z wielu domków letniskowych z dużą przeszkoloną werandą, w której była jadalnia |
Nad morzem rosną wygięte od ciągłego wiatru drzewa. Takich drzew widzieliśmy też dużo na Jutlandii |
Generalnie widać, że Fiona jest bogatsza i gęściej zaludniona od Jutlandii, ale sporo domków letniskowych było na sprzedaż i miałam wrażenie że tak jak i u nas zmienił się tam styl życia i domki letniskowe nie są już tak wykorzystywane jak kiedyś.
Na tym półwyspie jest sporo urokliwych miejsc i bardzo starych wiosek, ale trudno tu opowiadać o każdej.
Kolejnym punktem naszej wycieczki była Kopenhaga.
Wjeżdżając do niej w sobotę, zauważyliśmy, że jest korek dla samochodów wyjeżdżających, natomiast dla wjeżdżających - nie ma. Może to 'kopenhaskie słoiki'?, a może jechali się rozerwać na łonie natury? Trudno powiedzieć.
W Kopenhadze była parada równości, której się przyglądaliśmy czasami mocno rozbawieni.
Potem udaliśmy się z moją koleżanką, która tam mieszka na zwiedzanie miasta i jednego ekskluzywnego sklepu, w którym lampa kosztowała około 200 tyś PLN.
W Kopenhadze podobały mi się stare zamożne kamienice, niska zabudowa, jakiś taki spokój i pewność siebie. Jeśli można takie rzeczy wyczuwać z kamienic i ulic, to ja to wyczułam.
Wieczorem ruszyliśmy wielkim mostem do Ystad w Szwecji, by promem wrócić do Polski.
Niezapomniana wycieczka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz