No, ale skoro w lesie stoją samochody grzybiarzy, to coś musi być na rzeczy, inaczej by nie stały. Zachęcona tym wnioskiem udałam się w godzinach popołudniowych (kiedy teoretycznie na grzyby się nie chodzi, bo wszystkie już wyzbierane) do lasu na grzyby.
Najpierw był jeden. Pomyślałam: może jeszcze parę? Były kolejne. I te, które ukryły się pod gałązkami w mchu i te które usadowiły się pod sosną i takie, które stwierdziły, że wolą teren bardziej otwarty - podgrzybki.
![]() |
Jedna z 'kryjówek' |
Niestety mój wolny czas i wysokość słońca na horyzoncie mówiły wyraźnie, że czas kończyć. Więc wracam, ale zygzakiem, szukam dalej. Myślę jeszcze ze 3, znajduję 3 i myślę znowu: jeszcze ze 3.
No nic stanowczym krokiem kieruję się w stronę wyjścia z lasu. Oczywiście po drodze znów znajduję podgrzybki. Koniec lasu, wychodzę na łąkę. Dumna niosę swój koszyczek, by pokazać go Mężowi. Jest koniec października. Udane zbiory.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz